sobota, 25 stycznia 2014

ROZDZIAŁ V

<6 września 2013 rok>

Chłodne powietrze delikatnie muskało twarz śpiącego bruneta. Czuł się swobodnie. Bez żadnych zobowiązań. Sobota była dla niego najlepszym dniem jaki mógł być. Zawsze, z niecierpliwością czeka na nią cały tydzień. Chciał pozostać w łóżku, pod swoją ciepłą kołdrą na zawsze. 
-Niall.- wymsknęło mu się imię, którego nie chciał mówić. W momencie gdy je wypowiedział przypomniał sobie, że ten niewinny chłopak leży w szpitalu, bo jego mama wysłała wczoraj SMS'a do Loui'ego. Wyciągnął telefon z pod poduszki by upewnić się, że to nie był sen. Włączył skrzynkę odbiorczą. Włączył odpowiednią wiadomość.

Od: Horan
Data: 5 września 2013 rok 19:32
Treść: Jeszcze raz dziękuję za telefon. Niall leży w szpitalu. Prawdopodobnie może mieć lekki wstrząs mózgu.

Właściwie, Tommo zastanawiał się po co tak w ogóle ona go wysłała. Jakby obchodziło go życie jej syna? No... Właściwie to obchodziło... Jednak wolał się do tego nie przyznawać. 
Powoli zwlókł się z niewygodnego łóżka, a potem udał się do kuchni. Otworzył lodówkę. Jej pustka dosłownie go poraziła. Były tam jedynie jakieś dwa dżemy, szynka i mleko. 
-Egh... Wystarczy.- stwierdził. Wyjął dżem, a potem wziął kilka kromek chleba i skleił z tego kanapki. Skonsumował je w mgnieniu oka. 


***

Powieki niebieskookiego powoli uniosły się do góry. Ujrzał biały sufit. Dopiero po krótkiej chwili zorientował się, że leży w szpitalu. Miał na sobie ubrania z poprzedniego dnia, ale nie przeszkadzało mu to wcale. Do pomieszczenia, w którym się znajdował weszła pielęgniarka. 
-Och, widzę, że już wstałeś. Zaraz podam ci śniadanie.- powiedziała wesoło. Zabrała jakieś leki i wyszła. Chłopak nie raczył odpowiedzieć. Nie odezwał się ani słowem. Nie stać go było nawet na marne "Dziękuję". W jego mózgu krążyło tylko jedno - Louis mu pomógł. 
-"Nawet nie mam jak mu podziękować... Dlaczego tak musi być? Czemu moje życie musi być takie nędzne i głupie? Mam dość..."- myślał chłopak. 


***

Louis przygotowywał się do lekcji w poniedziałek ze wszystkimi klasami z jakimi miał zajęcia. Kolejny nudny dzień zwykłego nauczyciela. 
-Egh... Mam tego dosyć.- westchnął. Znudzony przeglądał podręczniki i ćwiczenia. Wszystko co zaplanował zapisywał na kartce. W końcu zmęczony rzucił długopis na stół. Był zmęczony,jak nigdy. 
-Już dawno po trzynastej... Chyba zjem coś na mieście.- postanowił. Wstał z krzesełka. Włożył telefon do tylnej kieszeni spodni i wyszedł. 
Po zjedzeniu hot-dog'a i wypiciu pepsi Lou nie miał zielonego pojęcia co ze sobą zrobić. Jednak jedyna myśl jaka przyszła mu do głowy w tamtym momencie wydała się nieistotna, a jednak postanowił ją zrealizować. 
W szybkim tempie zbliżał się do szpitala. Musiał zobaczyć się z Niallem. W końcu Tommo nie jest bezdusznym, starym belfrem. Ma serce.

Mężczyzna podszedł do odpowiednich drzwi, wcześniej wskazanych przez recepcjonistkę. Wziął głęboki wdech. Jego ciało zadrżało. Trochę się bał tam wejść. Lekko uderzył zaciśniętą pięścią w powierzchnię białych drzwi. 
-Proszę...- usłyszał osłabiony głos Nialla. Powoli otworzył drzwi pomieszczenia. Gdy chłopak zobaczył Louis'a jego błękitne oczy natychmiast przepełniła radość. 
-Cześć- powiedział nieśmiało brunet. 
-Co ty tu robisz?- spytał Ni. Lou wziął głęboki wdech i przez chwilę zastanawiał się co ma odpowiedzieć. Jedyne co przyszło mu na myśl było głupie.
-No... Ciężko powiedzieć. Po prostu musiałem tu przyjść- westchnął. Chłopak, słysząc to lekko się uśmiechnął. 
-Przepraszam- oznajmił blondyn.
-Za co?
-Za to, że cię rysowałem...
-Nie szkodzi. Ja też przepraszam
-Za co?
-Za wszystko- zaśmiał się starszy. Gwałtownie zbliżył się do szesnastolatka i nawet nie wiedząc kiedy, pocałował go. Trwało to dopóki drzwi pomieszczenia ponownie się nie otworzyły.
-Panie Tomlinson!- oboje usłyszeli głos mamy Horana. 
-Mamo... Louis nie...
-Louis?! Od kiedy to mówi się do nauczyciela po imieniu!? I od kiedy to całuje się swoich uczniów!?- krzyczała rozwścieczona pani Horan. 
-Mamo! Ty nie rozumiesz, ja... Ja jestem...- nie zdążył dokończyć blondyn.
-Nie... To nie możliwe, dziecko! Nie jesteś i nigdy nie będziesz!- rozzłościła się jeszcze bardziej.
-Zrozum... Mamo...
-Nie! I nawet nie waż się przychodzić do domu! Zabieraj swoje rzeczy i wynoś się!- to było ostatnie co powie... Wykrzyczała, a potem zwyczajnie wyszła. Louis i Ni zostali sami.
-I co ja mam ze sobą zrobić? Nie mam kasy na hotel ani nic innego...- zasmucił się Irlandczyk. 
-Możesz zamieszkać u mnie. Dopóki nie będziesz miał pieniędzy na wynajem mieszkania... Czy czegoś innego- uśmiechnął się brunet. Niall mocno go przytulił.
-Dziękuję- szepnął. 


<9 września 2013 rok>

-I nie chcę cię tu więcej widzieć!- mama Horana wygoniła chłopaka z domu. Wziął ze sobą walizki, w których były jego rzeczy. Blondyn szybko pobiegł do samochodu Louis'a. Wsadził swoje walizki do bagażnika, a sam zajął miejsce pasażera.
-Jesteś tego pewien..?- spytał nagle Niall. Po głosie można było rozpoznać, że jest jakiś taki przygnębiony. Louis od razu uśmiechnął się promiennie i potakująco kiwnął głową. 

Dojechali na miejsce. Louis wziął jedną walizkę, a Niall drugą i obydwoje weszli do domu Tommo. Było już późno, więc oboje mieli zamiar już iść spać.
-Em, ponieważ tu nie istnieje coś takiego jak pokój gościnny, będziesz musiał spać w moim łóżku- rzekł Boo. Niall popatrzał na niego dziwnym spojrzeniem.
-A ty gdzie będziesz spał?- spytał po krótkiej chwili namysłu.
-Na kanapie- odrzekł Tomlinson. -W każdym razie... Idziesz się myć czy ja mam iść pierwszy?- zapytał po chwili. 
-Ja mogę iść pierwszy- powiedział blondyn. Louis pokazał chłopakowi gdzie jest łazienka i gdzie będzie spał. Gdy tamten poszedł wziąć prysznic, starszy rozebrał się do bielizny i w samych, czerwonych bokserkach siedział na kanapie, oglądając telewizję. Leciał jakiś film o miłości, gdzie zdaniem Lou były naprawdę gorące dziewczyny, więc nie przełączał.
Gdy Niall wyszedł w dresowych spodniach, które pełnił funkcje jego piżamy, od razu zobaczył ten nietypowy strój swojego nauczyciela.
-Woah...- wymsknęło mu się. Brunet usłyszał to i spojrzał w stronę młodszego przyjaciela. Ten od razu przekierował wzrok na ekran telewizora. Były tam akurat pokazane kobiety w bikini. Zdziwiło to jednak Louis'a, bo przecież Irlandczyk sam wyznał mu, że jest innej orientacji. Chłopak nie starał się zwracać uwagi na to, jak Louis jest ubrany i poszedł do sypialni. Wziął książkę, usiadł na łóżku i zaczął czytać. Natomiast Boo postanowił pójść się umyć. 

Gdy już znalazł się poza zasięgiem ciepłej wody. Czyli po prostu gdy wyszedł z pod prysznica, zorientował się jaki wielki błąd popełnił.
-Nie wziąłem czystych bokserek...- jęknął i walnął głową o kabinę prysznicową. Owinął ręcznik wokół pasa i wyszedł z łazienki. Podszedł do zamkniętych drzwi swojej sypialni, gdzie aktualnie znajdował się jego uczeń i lekko zapukał.
-Co jest?- spytał blondyn przez drzwi.
-Niall... Bo widzisz, jestem takim debilem, że nie wziąłem sobie bokserek i czy mógłbym wejść i wziąć?- spytał z nadzieją brunet.
-Jasne. Czemu nie?
-Czemu nie? A temu, że jestem tylko w ręczniku...- rzekł brunet. Po drugiej stronie drzwi, w oczach Irlandczyka zapaliło się światełko szczęścia. To byłby wspaniały widok, dla niego.
-Nie no, możesz wejść. Ja czytam, więc i tak nie będę nawet na ciebie patrzył...- chłopak skłamał. Bardzo pragnął choć raz zerknąć na nagie ciało Tomlisnon'a. Chciałby aby ten ręcznik mu spadł. Bardzo by chciał żeby to stało się na jego oczach.
Louis spokojnie wszedł do pokoju, na wszelki wypadek trzymając ręcznik. On nie chciał żeby stało się to o czym młodszy, Niall tak marzył. A Tommo zwyczajnie wziął to co musiał i wyszedł. Wrócił do łazienki gdzie założył na siebie czyste bokserki. Potem skierował się do salonu. Położył na kanapie, pod kocem i już po kilku minutach zasnął.

-Następny rozdział niestety dopiero 5 lutego

wtorek, 21 stycznia 2014

ROZDZIAŁ IV

<5 września 2013 rok>

Blondyn powoli uchylił powieki. Powoli zszedł z łóżka i poszedł do kuchni, gdzie czekało na niego pyszne śniadanie. Naleśniki z sosem karmelowym. To było ulubione danie Nialla.
-Mniam.- powiedział na widok swojego posiłku. Natychmiast zabrał się za jedzenie, bo nie można powiedzieć, że nie lubił jeść. Apetyt zawsze mu dopisywał. Gdy skończył jeść śniadanie, poszedł założyć na siebie czyste ubrania - jasne rurki, błękitną koszulkę z jakimiś stworkami i bluzę. Zarzucił plecak na ramię i poszedł do szkoły.


***

Ostatnia lekcja Louis'a przebiegała spokojnie. Choć zazwyczaj ostatnią lekcje miał ze swoją klasą to były dwa dni, w których tak nie było - środa i piątek. Właśnie miał lekcje z podstawówką. Stało się tak albowiem to liceum było połączone z podstawówką (niegdyś znajdowało się tam gimnazjum, ale je przeniesiono), a Lou był jednym z nauczycieli uczących w podstawówce. Uczył oczywiście klasy IV-VI i liceum. 
-Więc tak właśnie mniej więcej ma wyglądać opowiadanie- powiedział, a jedna dziewczynka uniosła rękę ku górze.
-Tak Rachel?- spytał uśmiechając się Tommo.
-Jak to mniej więcej?- spytała głupio dziewczynka z czwartej klasy.
-Egh... Mniej napiszecie zgodnie z planem, który podałem, więcej zrobicie według swojego uznania, nieprawdaż?- zaśmiał się Louis, a wszyscy potakująco pokiwali swoimi małymi główkami. -No tak... Ale mam nadzieję, że coś z tego chociaż zrozumieliście- uśmiechnął się brunet. 3/5 klasy przecząco pokręciło głowami. Louis nie powiedział już nic. Usiadł na swoim krześle i zapisał coś w dzienniku.
-Spakujcie się.- rzekł, a dosłownie chwilę potem zadzwonił dzwonek na przerwę. 
Gdy wszyscy wyszli z pomieszczenia, Lou zamknął drzwi na klucz. Odniósł go wraz z dziennikiem do pokoju nauczycielskiego. Ponieważ musiał jeszcze coś załatwić... z Eleanor, poszedł na piętro gdzie miała ona klasę. Jednak jego uwagę po drodze przykuło coś innego. 
Przez pierwszą minutę nie był pewien co się dzieje i czy dzieje się to naprawdę, ale gdy usłyszał głos blondyna, błagający o pomoc, od razu zareagował. Podszedł do Jima i Nialla. Jim na jego widok popchnął mocno niebieskookiego na ścianę i uciekł. Ten uderzył o nią głową. Na szczęście nie zaczął krwawić. Lou podbiegł do niego i pomógł wstać.
-Wszystko w porządku? Co tu się stało?- spytał nerwowo. 
-Chciał mnie pobić... Głowa mnie boli- wymamrotał Ni. Lou zaczął prowadzić go na dół, wziął dziennik i klucz do swojej klasy. Weszli tam razem, a Boo zamknął drzwi za Niallem. Ten z kolei bezsilnie opadł na krzesło.
-Zadzwonię do twoich rodziców.- oświadczył Lou. Niall nie miał siły nawet pokiwać głową, którą tak mocno uderzył o ścianę. Lou wbił odpowiedni numer i przyłożył niebieskie urządzenie do ucha. 
-Halo?... Dzień dobry, z tej strony Louis Tomlinson.... Tak.... Mh-hm, byłbym wdzięczny..... Nie, wytłumaczymy pani na miejscu.... W takim razie proszę jak najszybciej przyjeżdżać.... Tak, tak..... Do widzenia- zakończył rozmowę Lou, a Niall uważnie się jej przysłuchiwał, ale nie mógł dosłyszeć co mówiła jego mama.
-Twoja mama zaraz tu będzie. Nie martw się... Wszystko będzie dobrze- pocieszył go Lou.
-Strasznie boli mnie głowa...- jęknął chłopak.
-Wiem.... Nieźle rąbnąłeś o tą ścianę- rzekł brunet. Niall nic nie odpowiedział. 
-Co się właściwie stało?- zaciekawił się mężczyzna.
-Jim... Ciągle mnie męczy o kasę, ale ja nie chcę mu nic dawać... 
-Czemu mi tego nie powiedziałeś?- dociekał.
-Nie wiem...- wymamrotał ledwo słyszalnie niebieskooki.
Wkrótce potem pojawiła się jego mama. Była okropnie przerażona, nie wiedząc co stało się jej synowi. Lou starał się ją jakoś uspokoić.
-Widzi pani... Jeden z chłopców... Chyba pobił pani syna. Widziałem niestety tylko jak uderzył głową o ścianę. Dość mocno... Ciągle mówi, że głowa go boli. Radziłbym zabrać go do szpitala- oświadczył Lou.
-Jak to pobił!?- przestraszyła się kobieta. Nic nie mówią chwyciła syna za ramię i pociągnęła za sobą.
-Dziękuję, że pan zadzwonił. Do widzenia- powiedziała wychodząc. 
-Nie ma za co... Zdrowia życzę!- wykrzyknął na pożegnanie mężczyzna. Było mu szkoda blondyna. Jego matka w ogóle nie wiedziała, że jest z nauczycielem na ty. Nigdy by jej nie przyszło do głowy, że szesnastolatek może zaprzyjaźnić się z dwudziestopięciolatkiem... W dodatku ze swoim nauczycielem. Nie wiedziała i lepiej żeby się nie dowiedziała.
Louis'a coś ciągnęło do tego uroczego chłopaka. Mimo iż był człowiekiem, jak to określił, normalnym, do tej jednej osoby czuł coś innego. Nie była to raczej miłość, bo to nie możliwe, ale na zauroczenie też to nie wyglądało. 
Niall był w drodze do szpitala. Gdy czerwony samochód stanął na parkingu, blondyn wysiadł, a zaraz potem jego matka. Natychmiast weszli do ogromnego budynku, wypełnionego odorem, okropnym smrodem wydalanym przez leki i chorych.
-Nie chcę tu być...- jęknął Ni.
-Musimy sprawdzić czy wszystko z tobą w porządku- powiedziała stanowczo matka Niallera. 
-Ech...- westchnął chłopak.


***

-Więc wszystko jest w porządku?- spytała mama blondyna.
-Nie do końca... Nie jestem pewny. Może mieć lekki wstrząs mózgu. Zostawimy go na obserwacji i zobaczymy co będzie dalej, a pani może na razie udać się do domu. Proszę tylko zostawić numer telefonu. Swój, męża, domowy czy jakikolwiek inny. Po prostu żebyśmy mogli się z panią skontaktować w razie czego- odrzekł lekarz. Kobieta podała wszystkie możliwe numery telefonów, ucałowała Nialla w czoło i wyszła z budynku. Chłopak został zaprowadzony do sali gdzie kazali położyć mu się do łóżka szpitalnego i odpocząć. 
-"Ile ja bym dał żeby Lou był teraz przy mnie."- pomyślał. Nie musiał martwić się o nieobecność Louis'a, bo on martwił się o niego tak samo, a nawet jeszcze bardziej. Po długim przekręcaniu się z boku, na bok i rozmyślaniu blondyn zapadł w głęboki sen.

-Z lekkim opóźnieniem,ale jest! :D Następny rozdział będzie już 25 stycznia 2014! c:

wtorek, 14 stycznia 2014

ROZDZIAŁ III

<4 września 2013 rok>

-I macie zrobić to na przyszły piątek.- powiedział Lou gdy dzwonek oznaczający koniec lekcji przestał wydawać te piekielne dźwięki. Gdy wszyscy wyszli Louis zatrzymał Nialla, który nie tak dawno temu zwierzył mu się z czegoś poważnego.
-Niall... Musimy porozmawiać- powiedział Lou po czym zamknął drzwi klasy. Usiadł na jednej z ławek w pierwszym rzędzie. W oczach blondyna zagościło przerażenie. -Nie bój się, nie zjem cię. Chcę żebyś mi powiedział... Co mają znaczyć te twoje rysunki?- w sporym pomieszczeniu, w tej minucie panowała tylko i wyłącznie cisza.
-No... To są takie... Moje szkice...- próbował wytłumaczyć się Niall.
-Dlaczego narysowałeś jak... się ze mną całujesz?- spytał brunet, a w jego głosie słychać było obrzydzenie. Ni - bo tak postanowił nazywać go Lou - przełknął ślinę.
-Ja nie chcę mówić... O moich rysunkach...
-Dobrze... Skoro nie chcesz, to cię nie zmuszam. Po prostu chciałem wiedzieć... A o resztę rysunków ze mną nawet się nie pytam- rzekł Tommo. Niebieskooki blondyn wbił wzrok w podłogę. 
-Ja to wszystko wyrzucę...- oznajmił.
-Słuchaj... Nie chodzi mi o to żebyś wyrzucił swoje prace, bo ładnie rysujesz, ale myślę, że nie koniecznie takie rzeczy są... ciekawe- rzekł Lou.
-Czy to by było głupie... albo odrzucające gdybym powiedział, że... pana kocham?- spytał cicho Ni.
-Em... Raczej nie
-No, więc... Rysowałem takie rzeczy bo pana kocham- chłopak bardzo się zarumienił. Tommo nie odzywał się przez dłuższą chwilę. W klasie panowała okropna cisza. Mężczyzna objął ramieniem blondyna. Ten w odpowiedzi wtulił się w jego tors. 
-Możemy być przyjaciółmi. Jestem hetero...- powiedział Lou. Iskry w oczach chłopaka znikały z każdym słowem Loui'ego. 
-Więc... Teraz jesteśmy na ty?
-Tak- uśmiechnął się mężczyzna. -A możesz mi coś obiecać?
-Zależy co...
-Nie całuj mnie więcej bez mojej zgody... Dobrze?
-Dobrze
-A teraz idź już do domu- rzekł Boo, a Niall wstał z ławki i wyszedł z klasy. Lou został jeszcze przez chwilę w tym pomieszczeniu. Jednak po kilku minutach sam udał się do domu. Gdy przechodził przez park, obok TEGO drzewa, poczuł jak motylki zawładnęły jego podbrzuszem.
-Pieprzone uczucia...- mruknął. Odszedł od tego wstrętnego miejsca. Doszedł do swojego ponurego domu. Gdy wszedł upadł na kanapę. -Dupa mnie boli od tego siedzenia na ławce... Jej róg wbił mi się w tyłek...- jęknął. Wstał  z miękkiej sofy i udał się do kuchni. Wyciągnął z lodówki kanapkę. Zaczął ją pochłaniać. Jego "obiad" przerwał dzwonek do drzwi. Podszedł do nich i otworzył. Ukazała się tam kobieta... I Niall.
-Dzień dobry- powiedziała.
-Dzień dobry...- odpowiedział oszołomiony Lou.
-Jestem mamą Nialla. Pan Tomlinson, tak?
-Tak. Co się stało?
-To się stało- powiedziała wręczając mu szkicownik swojego syna. 
-Co to jest?- spytał niewinnie Lou.
-Znalazłam to w plecaku mojego syna, a on powiedział, że to nie jego i ktoś musiał to mu podłożyć. Niech pan zobaczy jakie rysunki są w środku- rzekła kobieta.
-Dobrze...- odpowiedział Tommo i zaczął przeglądać znane mu już rysunki. -Co to jest!? Kto to rysował!?- udawał zdenerwowanego.
-Nie mam pojęcia, ale podejrzewam, że mógł to być ktoś z pana klasy. Jak on może rysować takie rzeczy z panem i Niallem- oburzyła się mama blondyna.
-Tak... Zachowam to i sprawę będę rozpatrywał w szkole- oznajmił mężczyzna. Kobieta kiwnęła głową. Louis uśmiechnął się sztucznie.
-Może wejdzie pani na chwilę?- zaproponował mężczyzna. Pragnął zrobić na niej dobre wrażenie, żeby niczego mu nigdy nie ośmieliła się zarzucić. Taki jego tani chwyt. 
-Nie dziękuję. Musimy już iść- powiedziała i poszli. Mężczyzna westchnął ciężko. Spojrzał za okno. Pogoda dopisywała, więc postanowił wybrać się na spacer, po dobrze znanym mu parku. Tak, więc założył na nogi wygodne buty i wyszedł. Skręcił w prawo. Wszedł do jego ulubionej kawiarenki.
-To co zwykle.- powiedział do obsługującego go Toma. Wyszedł z ciepłym napojem w prawej ręce. Skierował się do parku. Usiadł na ławce, na tej ławce, z której przyłapał Nialla, na rysowaniu go. Tym razem jednak nie było go pod drzewem na przeciwko.
-Ile ja bym dał żeby teraz tu był...- mruknął Tommo. Natychmiast oczyścił głowę z dziwnych myśli. Wyciągnął z tylnej kieszeni spodni szkicownik blondyna, który schował tam po wizycie nieproszonych gości. Zaczął uważnie przeglądać wszystkie rysunki. Niektóre były zwykłe, inne słodkie, a jeszcze inne na maksa dziwne. 
-Ma talent, ale to nie znaczy, że ma go w ten sposób używać.- wymamrotał Lou. Spojrzał przed siebie. Ze zdziwienia aż podskoczył, przez co jego kawa prawie się wylała. Przed nim stał Niall.
-Wiem...- bąknął. -Ale nie mogę się powstrzymać- dodał.
-Egh... Tak... Chyba rozumiem
-Dziękuję, że mi pomogłeś- powiedział blondyn. 
-Nie ma za co... Nie chciałem żeby cie rodzice wyrzucili z domu- uśmiechnął się. 
-Nie wiem co bym zrobił gdybyś mnie nie lubił...
-Wiesz, że na początku tak było? Miałem do ciebie urazę za to, że mnie rysowałeś- oznajmił Lou.
-Wiem i przepraszam
-Teraz nie masz za co- mężczyzna posłał blondynowi szeroki, szczery uśmiech. Chłopak usiadł na ławce obok bruneta i wtulił się w niego.
-Niall...
-Tak?
-Jesteśmy w miejscu publicznym, a ja chciałbym jednak mieć żonę i dzieci- oświadczył Lou. Niebieskooki złapał aluzję i odsunął się od bruneta. Mimo iż było mu przykro nie okazywał tego, bo rozumiał, że jego ukochany nie chce z nim być, bo jest normalny. 
W końcu Louis wstał z ławki. 
-Muszę już iść...- uśmiechnął się lekko na pożegnanie. 
-Am... A oddasz mi mój szkicownik?
-Nie sądzisz, że bezpieczniejszy będzie u mnie? Jeśli twoja mama znowu go znajdzie?
-No tak... Racja- przyznał blondyn, po czym udał się do swojego domu. Louis poszedł w przeciwną stronę, do siebie. Gdy wrócił od razu poszedł się umyć. Spłukał z siebie wszystkie wydarzenia. Założył czyste bokserki i poszedł oglądać film.
Gdzieś koło pierwszej nad ranem poszedł spać. Zasnął jak skała, na swoim twardym i niewygodnym łóżku. Nie mógł obudzić go nawet największy hałas.


-Next będzie dopiero 21 stycznia :c Trochę poczekacie, ale po prostu w innych terminach nie dam rady Wam tego dodać... -.- No nic, paaaaaaa :*

środa, 8 stycznia 2014

ROZDZIAŁ II

<3 września 2013 rok>

Piekielny dźwięk budzika wydobywał się z telefonu Loui'ego. Jego ręka opadła na urządzenie, tym samym wyłączając okropny dźwięk. Zwlókł się z łóżka i powędrował do kuchni. Zrobił sobie ciepłą kawę. Opadł na krześle przy stole, popijając ciepły napój. Poszedł do łazienki, a tam założył na siebie czerwone rurki oraz szarą koszulę w malutkie, czarne kropki. 
Wyszedł z domu. Wsiadł do swojego czarnego mercedesa i odjechał. Po jakimś czasie był pod liceum nr 6 w Londynie. To było miejsce jego pracy. Uczył języka angielskiego, a dziś był dzień zapoznania się ze swoją nową klasą. Tak. Wychowawcą był już kiedyś, ale potem nikogo na wychowawstwo nie dostał. Jednak można śmiało powiedzieć, że był najbardziej lubianym przez uczniów nauczycielem. Chyba tylko i wyłącznie przez jego osobowość. Był dla wszystkich miły, zawsze się uśmiechał i chętnie wszystkim pomagał.
-Wreszcie na miejscu.- powiedział wysiadając z auta. Ruszył do głównego wejścia. Już wkrótce był w pokoju nauczycielskim. Wziął dziennik swojej klasy - pierwszej B - a potem usiadł na jednym z krzeseł i zaczął grzebać w telefonie. Zadzwonił dzwonek na lekcję. Lou podniósł się z krzesła i wziął odpowiedni klucz z haczyka. 
Tommo zbliżał się do klasy kręcącej się po korytarzu. Otworzył drzwi pomieszczenia, które było jego klasą. Wszyscy weszli do środka, a on stanął obok swojego biurka. Uśmiechnął się szeroko, a cała klasa, chórem krzyknęła:
-Dobry!- a Louis na to tylko mruknął cicho "Dzień dobry" i usiadł na krześle, za biurkiem. Jego wzrok powędrował po całej klasie i nagle zauważył go... To ten chłopak z parku. Na jego widok uśmiech zniknął z twarzy Louis'a bardzo szybko.
Aktualnie była lekcja wychowawcza, więc Lou nie musiał za dużo mówić. Wystarczyło, że zapozna się z klasą. Z nowym rocznikiem. Bardzo wesoło podchodził do tego zajęcia, ale widok uśmiechającego się nieśmiało w jego stronę blondyna, od razu zepsuł mu całą radość dnia.
-No więc moi drodzy... Ja jestem Louis Tomlinson i widocznie od teraz będę waszym wychowawcą.- zaczął mówić, a wszystkie osoby spojrzały na niego z uwagą. -No to... Ja teraz będę wyczytywał wasze imiona i nazwiska, a wy... No chyba wiecie.- zaśmiał się Lou posyłając klasie szczery uśmiech. Od początku było pewne, że i oni bardzo polubią tego wesołego mężczyznę. 
-Rebeca Adams?- spojrzał na klasę.
-Jestem!- wykrzyknęła brunetka przy ścianie i podniosła rękę. Tommo się do niej uśmiechnął i dalej wyczytywał imiona. Każdą osobę pozdrowił serdecznym uśmiechem, tylko nie jedną osobę...
-Niall Horan?
-Jest!- powiedział blondyn z parku unosząc chudą rękę do góry. Lou nie uśmiechnął się do niego tak jak do innych. Posłał mu tylko lodowate spojrzenie i dokończył wyczytywanie klasy.
Niall wyraźnie posmutniał gdy Louis nie uśmiechnął się do niego, tak jak do reszty. Po prostu zabrał się za rysowanie. Jego ręka podtrzymywała ołówek z gracją posuwający się po kartce. Z tych najpierw niezrozumiałych bazgrołów wyszła postać mężczyzny, a potem już wyraźnie można było ocenić, iż jest to Lou. Jednak blondyn nie poprzestał na tej jednej postaci. Dorysował tam siebie. Rysunek powstał całkiem ładny, chociaż tematyka nie zasługiwała na pochwałę. Bowiem narysował jak całuje się ze swoim wychowawcą. 
-Będę także waszym nauczycielem języka angielskiego. Nie bójcie się mnie. Nie gryzę.- zaśmiał się Lou. -Jeżeli macie jakieś problemy to śmiało możecie przychodzić do mnie.- dokończył. Blondyn wcale go nie słuchał. Był pochłonięty rysowaniem.
-Słuchasz mnie?- Lou skierował to pytanie właśnie do niego. Niall szybko zamknął szkicownik, bo Tommo się do niego zbliżył. 
-T-tak- wymamrotał blondyn. Lou uniósł jedną brew.
-Mh-hm. W takim razie co powiedziałem?- spytał wrednie.
-Em... Że możemy przychodzić z problemami do pana- odpowiedział posłusznie chłopak. Brunet odszedł od niego i usiadł na swoim krześle. Zaczął coś jeszcze mówić i objaśniać, ale farbowany blondyn nie słuchał go wcale. Był zajęty rysowaniem swoich fantazji. 
Zadzwonił dzwonek. 
Niall szybko wybiegł z klasy. Chodził bez celu po korytarzu. Zauważył, że Lou ma dyżur. Już chciał do niego podejść, ale ogarnął go strach. Czemu Lou posłał mu takie zimne, pełne nienawiści spojrzenie? To najbardziej nurtowało chłopaka.
-"Chyba mnie nie lubi..."- pomyślał blondyn. Zobaczył, że do nauczyciela podchodzi jakaś kobieta. Młoda. To nieco zmartwiło chłopaka. Uśmiechała się do Louis'a tak szeroko i miło, że aż można by się było porzygać tęczą. 
Tommo także uśmiechał się do niej, bardzo szeroko. 
-Dawno cię nie widziałem- powiedział Louis. 
-Ja ciebie też nie. Tęskniłam- zachichotała Eleanor, bo tak miała na imię.
-Ja też- oznajmił mężczyzna po czym objął El ramieniem. Niall cały czas ich obserwował i słyszał każde ich słowo. 


***

Lou powolnym krokiem zbliżał się do swojej klasy gdzie przed, którą czekała cała jego kompania. Wszyscy bez wyjątku. Miał nadzieję, że jego podopieczni nie są tacy jak jego dawna klasa - nieokrzesani i trochę denerwujący.
Otworzył drzwi klasy i wpuścił wszystkie osoby, a sam ulokował się na swoim krześle. Gdy wszyscy już zajęli swoje miejsca uśmiechnął się tajemniczo.
-Dzisiaj odpuszczę wam zajęcia. Pomartwimy się raczej o naszą gazetkę klasową.- wskazał na pustą tablicę korkową. -Kto chce zrobić?- zapytał.
Kilka osób - m. in. Niall - podniosło rękę do góry. Lou spojrzał na wszystkie te osoby uśmiechając się.
-No to może... Rebeca, Simon i... Niall.- dał nacisk na imię blondyna, co spowodowało iż ten się nieco przestraszył. 
-"To źle wróży..."- myślał z przerażeniem. Tak, więc mężczyzna objaśnił na jaki temat ma być gazetka i zanim się obejrzał zadzwonił dzwonek. Dla tej klasy oznaczał on koniec wszystkich lekcji. 
-Niall. Możesz na chwilę zostać?- spytał Lou. W oczach chłopaka pojawiło się przerażenie. Lou nie chciał go zastraszać, ale musiał coś zrobić.
Gdy wszyscy wszyli, a oni zostali sami w klasie, Louis zamknął drzwi i zbliżył się do blondyna.
-Czy mógłbym zobaczyć twój szkicownik?- spytał patrząc na daną rzecz, którą chłopak trzymał w lewej ręce. 
-N-nie ma tam nic c-ciekawego...- wyjąkał Niall. 
-Proszę żebyś mi go pokazał. Chciałbym zobaczyć co jest ważniejsze od tego co do was mówię- oznajmił Lou. Uśmiechał się przy tym szyderczo, co jeszcze bardziej przeraziło blondyna. 
-N-naprawdę nie ma t-tam ni...- zaczął, ale Tommo wyrwał mu przedmiot z ręki i otworzył go. Zaczął przeglądać wszystkie strony. Na pierwszych znajdowały się prymitywne rysunki drzew, ludzi i zwierząt. Dalej natomiast był on. Potem zobaczył rysunek gdzie niby całuje się z Niall'em, a dalej były inne fantazje z nim.
-Czy mogę wiedzieć co to jest?- spytał lekko zdenerwowany mężczyzna. Blondyn milczał. -Chciałbym uzyskać odpowiedź- dodał po długiej chwili ciszy.
-To są... Moje rysunki- wymamrotał chłopak.
-Twoje rysunki ze mną. Twoje chore fantazje ze mną- w tym momencie Lou podniósł głos.
-N-nie...- powiedział ledwo słyszalnie Niall.
-Czy ja mam to pokazać twoim rodzicom?
-Nie! Oni nie mogę wiedzieć, że jestem...- tu jego głos się urwał. 
-Że jesteś?
-To nie istotne...
-Słuchaj mały. Ja do ciebie nic nie mam, ale będę mieć jeśli mi tego nie wytłumaczysz. Rozumiesz?
-No bo... Ja jestem... mghrhm...- powiedział niezrozumiale ostatni wyraz.
-Jesteś kim?
-Gejem- po jego policzkach spłynęło kilka łez. Lou uśmiechnął się do niego lekko.
-Nie płacz mały- mówiąc to objął go ramieniem i przytulił do siebie. Chłopak wtulił się w tors Loui'ego. 
-Ale... Nie powie pan tego moim rodzicom? Oni nienawidzą gejów... I na pewno wyrzucą mnie z domu- wyszlochał chłopak.
-Nie powiem- odpowiedział spokojnie mężczyzna. -A teraz leć do domu- dodał i wstał. Oboje wyszli z klasy. Louis ją zamknął, a potem poszedł do pokoju nauczycielskiego. Niall wyszedł z budynku szkoły. Na dworze Jim rzucił się na niego z furią. 
-Dawaj kasę!- wykrzyknął.
-Ja n-nie mam pieniędzy... Zostaw mnie!
-Mówię dawaj kasę!- powtórzył Jim. Z budynku wyszedł Louis. Od razu gdy zobaczył to zdarzenie, podszedł do Jima od tyłu i położył mu rękę na ramieniu. Ten odwrócił się przestraszony.
-Jim..? Co ty znowu wymyśliłeś?- spytał błagalnym głosem.
-Ekhehe... Nic- powiedział szybko i uciekł. 
-Egh... Zastanawiający człowiek- westchnął Lou. 
-Dziękuję Lou...- zaczął blondyn. -Panu, panie Tomlinson- poprawił się natychmiastowo.
-Ej. Nie przypominam sobie żebyśmy byli na ty- zaśmiał się Tommo. Niall wbił wzrok w ziemię. Chciał uniknąć karcącego spojrzenia Louis'a. Ale on nie patrzał już na niego tak lodowato i z pogardą. 
-M-mogę iść z panem?- spytał cicho chłopak.
-No wiesz... Mam trochę syf w domu, więc myślę, że nie chciałbyś tam wchodzić- powiedział Lou.
-Nie o to mi chodzi...
-Wiem. Żartuję sobie- zachichotał mężczyzna. Dobrze wiedział o co chodzi dzieciakowi. -Jasne, że możesz- dodał łagodnie. Zbliżyli się do parku. TEGO parku... 
-Egh. Nadal mi nie powiedziałeś czemu rysujesz... Coś takiego- wyrwało się Loui'emu.
-Ygh... Muszę już iść- oznajmił blondyn. Pocałował lekko Louis'a w policzek i uciekł. Tommo przejechał delikatnie dłonią po miejscu gdzie dotknęły go usta chłopaka.
-Ech...- westchnął. Wziął duży haust powietrza do płuc i udał się do swojego domu. Uważał, że na dzisiaj wystarczy mu wszystkich takich zdarzeń. 

-Agh. Długo nie było rozdziału. Chyba nie będę robić więcej takich przerw między wstawieniem. c: W każdym razie jest. :3 Next będzie 13-14 stycznia. c:

sobota, 28 grudnia 2013

ROZDZIAŁ I

<21 sierpnia 2013 rok>

Ciepłe powietrze wpadało do pomieszczenia niczym stado ptaków. Orzeźwiało i uspokajało mężczyznę leżącego w łóżku, pod czerwoną kołdrą. Nerwowo przekręcał się z boku na bok. Czuł niewygodę. Cóż miał na to poradzić? Łózko zawsze zdawało mu się być okropnie twarde. Powoli, leniwie spełznął ze swojego łóżka i udał się prosto do łazienki. Zrobił porządek z wiecznie rozczochranymi włosami, a potem ubrał się w ciemne jeansy, koszulę i marynarkę.
-No Lou, co dziś jemy?- spytał sam siebie. Jego oczy zabłysnęły na samą myśl o pysznych naleśnikach. Jednak, ponieważ był leniem i do tego nie umiał gotować postanowił zjeść zwykłe tosty. Jak postanowił, tak zrobił. Już po chwili siedział w kuchni i pochłaniał przypieczony, chrupiący chleb z serem. Uśmiech pojawił się na jego twarzy bardzo szybko, tak bez powodu, jak to u niego zwykle bywa. To bardzo częste. 
-Mmmm...- z jego głębi wydobył się taki odgłos. Był najedzony. Najedzony pysznym posiłkiem, który spożywał prawie codziennie. Spojrzał za okno z nadzieją, że nie pada. Miał szczęście. Pogoda dopisywała. Można było spokojnie wyjść na spacer, bez parasola. Uwielbiał chodzić do parku, siadać na ławce i popijać kawę, wcześniej zakupioną w sklepie niedaleko.
-No Lou. Gratulacje, wyglądasz dziś wyjątkowo przystojnie!- pochwalił samego siebie patrząc w lustro. Jeszcze raz poprawił swą długą grzywkę, założył buty i wyszedł z małego domku, przepełnionego pustką. Zamknął drzwi na klucz. Szedł wzdłuż tej ponurej, szarej, pustej uliczki, która okropnie go przytłaczała. Mogła zepsuć humor w najpiękniejszy dzień, ale ni dziś. Ten tydzień już od początku zapowiadał się obiecująco i nic nie może go teraz zepsuć. Tommo by na to nie pozwolił. Tak jak zawsze skręcił w prawo, a potem zatrzymał się w małej kawiarence na rogu.
-To co zwykle, Tom!- wykrzyknął wesoło już w wejściu. Mężczyzna za lada uśmiechnął się przyjacielsko i zaczął zaparzać pyszną kawę, którą tu serwowano. Tom był dobrym przyjacielem Louis'a. Zawsze spędzali ze sobą sobotnie popołudnia, na oglądaniu meczy i innych takich, typowo męskich zajęciach. Lou usiadł przy blacie.
-Proszę bardzo- powiedział Tom podając mężczyźnie ciepły napój.
-Dzięki- uśmiechnął się Lou.
-Proszę bardzo, stary- Tom odwzajemnił uśmiech. Lou podał mu odpowiednią ilość pieniędzy i jak zwykle, ulotnił się z kafejki. Zaczął powolnym korkiem zbliżać się do parku, w którym niemal codziennie przesiadywał. Wyjątkiem były dni kiedy miał dużo pracy lub był chory. Jednak dziś był całkiem wolny od wszelkich zobowiązań. 
-Ach...- westchnął nabierając dużą ilość powietrza do płuc. Pogoda była wręcz idealna na taki spacer. Mężczyzna był coraz bliżej ławki, na której zwykle przesiadywał. Już w oddali zauważył chłopaka o blond włosach, pogrążonego w swoich szkicach. Mnóstwo kartek i ołówków walało się po ziemi, wokół niego. Siedział tam codziennie i zawsze robił to samo - rysował.
-"Co za rutyna... Mimo wszystkiego kocham ten park."- pomyślał szeroko się uśmiechając Louis. Usiadł tam gdzie zwykle - na ławce, na przeciwko rysującego blondyna. 
On natomiast, pogrążony w swoich rysunkach nawet nie zauważył, że mężczyzna, którego tak często tu widywał znów się pojawił. Jednak gdy tylko zobaczył znajomą postać od razu przewrócił kartkę w swoim szkicowniku i zaczął nowy projekt. Ołówek jak burza posuwał się po kartce z pomocą ręki chłopaka. Był bardzo skupiony na swojej pracy. Co chwilę spoglądał na Louis'a aby dobrze wszystko narysować. Jeśli chodzi o rysunki, był perfekcjonistą. 
Lou, skupiony jak zawsze na swoim napoju postanowił jednak raz spojrzeć na tego chłopaka, którego tak często widywał, ale nie znał osobiście. Gdy zobaczył, że spojrzenie blondyna zalega na nim jak głaz od razu się poruszył. Jego oddech stał się bardzo nerwowy, a serce zaczęło mocniej bić.
-"Czy on..?"- przemknęło przez jego głowę. Natychmiast wstał i zbliżył się do tej niby niewinnej osóbki, która kuliła się pod drzewem ze swoim pracami. Gdy tylko zobaczył przed sobą dobrze zbudowaną sylwetkę mężczyzny, w jego oczach zagościło przerażenie. 
-Czy ty mnie dzieciaku rysujesz!?- zdenerwował się Tommo. Chłopak nic nie odpowiedział i tylko przewrócił strony szkicownika. Louis coraz bardziej zniecierpliwiony po prostu wyrwał mu z rąk zielony notes. Zaczął przewracać kartki. Cały czas natykał się na rysunki... Siebie! 
-"Co to ma być!? Dlaczego ten dzieciak mnie rysuje!? Ja go nawet nie znam, a on mnie tym bardziej!- denerwował się w myślach Lou. Chłopak o blond włosach wbił się plecami w drzewo. 
-Co to jest!?- wykrzyknął pełen furii Louis. Niebieskooki wciąż nie odpowiadał. -Zboczeniec...- mruknął Lou odchodząc od dobrze znanego mu miejsca i tego dziwnego chłopaka, który miał w swoim zeszycie mnóstwo rysunków Loui'ego. 
Mężczyzna szybkim krokiem powrócił do swojego domu, wbitego w jednym z ciemnych zaułków. Otworzył drzwi i czym prędzej opadł na miękką sofę w salonie. Przetarł swoją twarz dłońmi, a nogi oparł na stoliku, naprzeciwko kanapy. 
-Co za psychiczne dziecko... Czy on mnie w ogóle zna? Jeśli tak, to skąd? Ja nie mam pojęcia kto to jest i szczerze, wolę nie mieć pojęcia...- dręczył się Tommo. Za to blond włosy chłopak nadal siedział pod drzewem, a jego szkicownik leżał na ziemi, obok niego. Nie mógł pozbierać myśli, uporządkować tych wszystkich zdarzeń. Można śmiało powiedzieć, że był w rozsypce. 
-Co ja zrobiłem..?- jęknął zasmucony. Jednak dokończył swój rysunek dodając nad postacią siedzącego Louis'a serduszko i odszedł do swojego domu. 
Tommo już nie przejmował się tym co wydarzyło się dziś w parku. Po prostu zajął się sobą. Oglądał telewizję, a potem postanowił zamówić pizzę. Tak. Jedną dużą pepperoni dla siebie jednego. Nie można powiedzieć, że brakowało mu apetytu. Wręcz przeciwnie. Wyciągnął telefon z kieszeni spodni i wybrał numer znajomej pizzerii. 
-Halo? 
-Dzień dobry, w czym mogę pomóc?- odezwał się głos w słuchawce.
-Chciałbym zamówić pizzę pepperoni- Louis podał adres mieszkania i pozostało mu tylko czekać na wyśmienity posiłek.
Boo Bear - bo tak nazywali go przyjaciele - lubił także czasami coś przeczytać. Często były to jakieś horrory lub inne dziwne książki, które strasznie go wciągały. Nigdy nie narzekał na brak towarzystwa, choć w tamtej chwili mógł śmiało powiedzieć, że został sam. Po całym domu rozniósł się donośny odgłos dzwonka. Lou podniósł się z wygodnej kanapy i otworzył drzwi. Przyjął pizzę, zapłacił, a potem zabrał się na pochłanianie zawartości białego pudełka. 


***

Strugi ciepłej wody spływały po nagim ciele mężczyzny. W końcu, po długim czasie wyszedł z pod prysznica i owinął się śnieżnobiałym ręcznikiem. Wytarł się, a potem założył czyste bokserki. Powędrował do swojego pokoju. Rzucił się na łóżko. 
-Eagh... Ten chłopak jest zastanawiający... Kim on jest?- dalej zastanawiał się Boo. Przykrył się czerwoną, miękką kołdrą. -Nie chcę mieć z nim nic wspólnego...- jęknął. Przekręcił się na drugi bok, a następnie zapadł w głęboki sen.


-Następny rozdział 8-9 stycznia c: